Może wyprawa to za duże słowo, bo od nas do Lwowa jest raptem niecałe 200km, ale tyle co się nasłuchaliśmy, że to Ukraina, granica, że drogi do dupy itp. stwierdziłem, iż będzie to wyprawa. Wybrałem się tam z kolegą Alamay’em ja na XX on na Fazerku, wyskoczyliśmy z samego rana bo nie wiedzieliśmy jak długo zejdzie nam na granicy Polsko – Ukraińskiej. Taką drogę mieliśmy do pokonania Droga do samej granicy przebiegła bez najmniejszych problemów, spokojnym tempem byliśmy na granicy w jakieś 1,30h, na samej granicy samochodów niewiele, zapaliło się zielone i podjazd na odprawę, celnik wyszedł z pieskiem obwąchał nas z każdej strony, zabrał paszporty posprawdzał, przyniósł z powrotem i jazda na stronę ukraińską a tam… Pierwszy celnik: – gdzie jedziecie, ile pali , jaki koszt, mogę usiąść, możesz odpalić, mogę przekręcić manetką, i dopiero pytania – gdzie jedziemy i na jak długo, Pierwsza z trzech kontroli przebrnięta następne wyglądały identycznie – gdzie jedziecie, ile pali , jaki koszt, mogę usiąść, możesz odpalić, mogę przekręcić manetką, i dopiero pytania – gdzie jedziemy i na jak długo, Ogólnie na granicy spędziliśmy godzinkę + zmiana czasu na godzinę do przodu Droga do Lwowa przez następne 15 km strach było jechać więcej niż 60km/h dziura goni dziurę, nierówno doły, miejscami brak asfaltu. Drogowcy zdarli asfalt prawie do ziemi by ułożyć w tym miejscu nowy co zresztą chyba im się uda przed Euro bo do granicy zostało im niecałe 20km do położenia . Sam Lwów piękne miasto, ogromne stare miasto, no i będąc tam przydało by się znać podstawy Cyrylicy, bo można wjechać w ulicę zamkniętą na której stoją Panowie Milicjanty i wyłapują. Nam ta sztuka wyszła idealnie wjechaliśmy w taką ulicę lecz pana który do nas machał pałką DAI olaliśmy całkowicie właściwie to ja olałem...